"Byłem na Yapie"
Takie słowa na kilka dni zastępują tradycyjne "cześć". Nie zawsze są one zgodne z prawdą, ale dobrze oddają pragnienia młodych ludzi, którym nieobca jest legenda łódzkiej imprezy. Wokół YAPY, przez ponad dwadzieścia lat jej trwania urosła fama, którą trudna porównać z jakąkolwiek inna imprezą. W Polsce rokrocznie, prawie co miesiąc odbywa się jakiś studencki przegląd czy festiwal, jednak tylko YAPA zachowała swój klimat w niezmienionym stanie. Pierwszy Ogólnopolski Studencki Przegląd Piosenki Turystycznej odbył się w 1974 roku i był zaskoczeniem nawet dla organizatorów. W zamierzeniach miał to być akademicki festiwal z nagrodami, żadna w końcu nowość, a wyszła impreza, na której widzowie bawili się razem z wykonawcami, dla samej przyjemności śpiewania. Nie wiadomo dokładnie, co wpłynęło na atmosferę, która nagle wytworzyła się na sali. Ludzie stłoczeni na wąskich ławeczkach gimnastycznych, w dusznej sali, gdzie nie sposób było otworzyć okno, bo ściany osłonięte były dekoracjami, dostali prawie amoku. Piosenki, znane wcześniej z turystycznych szlaków i wieczornych śpiewań przy ognisku, grane były przez ich twórców. Zabawa trwała do wczesnych godzin rannych. I tak fama poszła w lud. Na drugą YAPĘ ściągnęli już nie tylko "ogniskowi" gitarzyści i samorodne zapiewajły, ale także ludzie, którzy swoje polityczne przekonania i artystyczne zapędy realizowali w formie kabaretu. Tytuł imprezy nie uległ zmianie - nadal był to przegląd piosenki turystycznej, ale stał się on miejscem spotkania ludzi nieobojętnych. Z biegiem lat wiele osób związanych z YAPĄ zdobyło trwałą pozycję w kulturze kraju. Ela Adamiak , Andrzej Poniedzielski, Jacek Zwoźniak, Jerzy Filar, Jacek Cygan, Wojtek Bellon, Adam Drąg, Olek Grotowski, Wolna Grupa Bukowina, Wały Jagiellońskie, Stare Dobre Małżeństwo, kabaret OTTO, POTEM, KAPOTA, lista taka mogłaby się ciągnąć jeszcze długo i nie byłoby końca, ba co roku przybywają nowe sławy. Nie o to jednak chodzi. Z grona organizatorów YAPY (a było to dość stałe grona) wyrosła wielu znanych obecnie radiowców, dziennikarzy, operatorów, a także polityków czy działaczy. To tylko jedna strona YAPY. Drugą stanowi publiczność. Stała liczba fanów rokrocznie uzupełniana była nowymi twarzami, często zupełnie przypadkowymi, a przecież każdy koncert oglądała zwarta, jednolita grupa. Miało to swoje przyczyny. Żeby dostać karnet, stało się w kolejce przez kilka dni, bez przerwy. Już wtedy można było posłuchać starych przebojów, pośpiewać, powygłupiać się w konkursach organizowanych przez "Komitet Kolejkowy". Z gościnnymi występami przyjeżdżały kabarety. Sama kolejka po bilet była już wydarzeniem - zwłaszcza, że karnetów nigdy nie wystarczało dla wszystkich. Co ciekawe, nikt nie rezygnował przed końcem, wszyscy czekali do ostatniej chwili, licząc na cud. Kiedy już zaczynał się Przegląd, a zaczynał się nieodmiennie mocnym akordem - kankan w opracowaniu elektronicznym lub inny bajer - nie było na sali nieznajomych. Wykonawcy zgodnie stwierdzali, że publiczność YAPOWA, to najbardziej wymagająca widownia. Potrafiła bezlitośnie zniszczyć występ, który jej się nie podobał. Dzwoniły wtedy budziki, odzywały się piszczałki, trąbki, wchodzono chórem w podobną melodię. Odwrotnie - kiedy ktoś się podobał, żądania bisów trwały do skutku, ku utrapieniu prowadzących koncert. Nie można jednak odmówić Yapowiczom kultury i wyczucia. Na Przeglądzie w połowie lat 80-tych po raz pierwszy na YAPIE wystąpił Tomasz Opoka - niewidomy poeta, kompozytor i piosenkarz. Kiedy wszedł na scenę, prowadzany przez dziewczynę, rozbuchana sala zamarła. Jego występ trwał w idealnej ciszy, a kiedy skończył, dostał szaloną owację. Zaśpiewał jeszcze raz i poprosił o zejście ze sceny. Nikt się nie upierał - wszyscy zrozumieli i przyjęli z szacunkiem. Z resztą Tomek był naprawdę świetny. Podobna sytuacja zdarzyła się na Przeglądzie po stanie wojennym. Pod nieobecność Jacka Kaczmarskiego, Paweł Orkisz zaśpiewał tekst "Wyrwij
murom zęby krat, zerwij kajdany, połam bat, a mury runą...", Na sali było wtedy blisko 2 tysiące osób, zmęczonych trwającymi już kilka godzin koncertami. Tworzyły się już zwalczające się ugrupowania sympatyków poezji śpiewanej, piosenki kabaretowej, turystycznej, domagające się swoich wykonawców. Kiedy popłynęły słowa piosenki bardzo znanej studentom w stanie wojennym, sala natychmiast, bez żadnego wezwania wstała i na stojąco śpiewała z powagą refren. A przecież oprócz studentów była tam cała masa licealistów, ludzi młodszych i starszych. Coś ich jednoczyło. Taki klimat. Organizatorzy tegorocznego OSPPT kontynuują tradycję i dbają o wysoki poziom
Przeglądu, a także o wspaniałą atmosferę panującą wśród widzów i wykonawców.

 

Ciekawostki Yapowe:
Od wielu lat Jurek Bożyk - prawdziwy jazzman ze "złotą tarką" pojawia się na Yapie przyjeżdżając z Krakowa autostopem, by piosenką "Studenckie lato" rozpocząć pierwszy koncert Yapy. Przygrywa sobie zawsze na starym, rozklekotanym akordeonie. Jakież było więc zdziwienia wszystkich, gdy w 88 roku pojawił się na scenie a autentyczną Yamahą.

Na Yapie'80, II miejsce w kategorii piosenek niekoniecznie turystycznych zdobyli Zbigniew Bogdański i Andrzej Koczewski, dziś uważani za klasyków piosenki turystycznej.

Podczas jednego z koncertów Yapy '76 dzięki kucharkom ze stołówki studenckiej, znajdującą się pod salą kinową, wysiadły wzmacniacze i mikrofony. Prawdziwy śpiewający turysta nic potrzebuje jednak ani jednego ani drugiego, wykonawcy zaczęli śpiewać bez nagłośnienia, a ci którzy to widzieli, do dziś wspominają , ze był to najlepszy koncert w historii Yapy Na Yapę '80 Wiktor Skrzydłowski i technicy z Żaka zbudowali profesjonalny stół mikserski. Ze względu na swe okazałe rozmiary, nie dało się go wynieść z III DS-u przez drzwi, trzeba było skorzystać z okna. Dziś stół mikserski używany do nagłośnienia Yapy mieści się w jednej dużej walizie!

Yapa'80 była pierwszą na której pojawił się wzmacniacz. Nie był to jednak wzmacniacz profesjonalny lecz radio tranzystorowe. Użyta go Grupa R z Rzeszowa z Wiesławem Jaroszem w składzie.

Kolejka na Yapie '81 ustawiła się na tydzień przez imprezą, karnety sprzedawano w niedzielę. Wśród kolejkowiczów znajdował się też Janusz Deblessem. Przy kasie okazało się, że był pierwszym, dla którego zabrakło karnetów.

Magda Wójcik, najlepsza debiutantka na Yapie `93 była sprawczynią dziwnego playbacku podczas koncertu laureatów. Po zaśpiewaniu w pośpiechu pobiegła na ostatni tego dnia pociąg do Krasnegostawu. Publiczność jednak domagała się bisów. Był bis... z kasety przy pustej scenie. Widzowie bawili się świetnie.

Ud kilku lat wielu wykonawców narzekało, że traci ona na znaczeniu ze względu na kiepskie nagrody. Przed Yapą '89 Krzysztof Myszkowski postanowił to zmienić. Stare Dobre Małżeństwo wspólnie z Radiem Żak zorganizowało koncert, z którego dochód przeznaczony był dla zwycięzcy Yapy. Leonard Luther - laureat Yapy `89 otrzymał od organizatorów 50 tys. zł a od zespołu SDM i ŻAKA- 120 tys. zł.

Na Yapie `88 konferansjer tak załatwił publiczność:
" Cieszę się, że na sali siedzi około 1000 potomków Beethovena, który jak wiadomo ogłuchł na stare lata...".

Tradycją Yapy jest już obecność strażaka, który czuwa na bezpieczeństwem przeciwpożarowym. W 89 roku podczas kabaretonu świetnie bawiła się nie tylko publiczność, ale i... strażak. Podczas jednej z przerw koncertu pojawił się on na scenie i po krótkim występie stwierdził, że na sali nie może się nic palić, bo w powietrzu nie ma tlenu.

Żeby dostać się na X - jubileuszową - Yapę '85 trzeba było w kolejce po karnety spędzić 150 godzin. Połowa kolejkowiczów odeszła z przysłowiowym kwitkiem, oprócz jednej osoby spoza listy która wylicytowała karnet za trzykrotna cenę czyli 1500 zł. Jak się później okazało, u koników, bo i tacy byli, było drożej.